Exciter Tour Diary

Quebec Wstęp

Dotarliśmy do Quebec ok. 23:30 i w piątek po południu rozpoczęliśmy próby na miejscu – Colisee Pepsi Arena. To niesamowite widzieć, że wszystko działa jak należy po tylu przygotowaniach. Jest ogromna różnica między występem zespołu w tak dużym miejscu, a maleńkim studio w Santa Barbara, gdzie wcześniej ćwiczyli.

W sobotę odbyło się kilka bardzo udanych wywiadów dla kanadyjskiej prasy – paru dzienników i stacji telewizyjnych. Na spotkanie z zespołem przyszło też 6 laureatów konkursów z 3 różnych stacji radiowych, którzy potem uczestniczyli w 30-minutowej próbie. Byli zadowoleni, że wzięli udział w szczególnym wydarzeniu.

Quebec Próby

Dziś wieczorem (2001.06.10) mieliśmy próbę kostiumową. Panowie założyli to, w czym wystąpią na pierwszym koncercie i zagrali set bez żadnych przerw. Grali niesamowicie, a oświetlenie i projekcje wyglądały wspaniale. Wszyscy jesteśmy bardzo podekscytowani przed pierwszym koncertem w poniedziałek.

Quebec 2001.06.11

Wczorajszy koncert wypadł świetnie, było jednak kilka wpadek z projekcjami. Projekcja z It’s No Good [83] nie została puszczona na czas, więc publiczność nie mogła podziwiać pracy Antona. Jordan(chórki) niezbyt dobrze się słyszała, a właśnie po to mieliśmy tych kilka pierwszych występów, aby rozwiązać tego typu problemy i aby wszystko było idealnie! Mimo, że koncert nie został całkowicie wyprzedany to publiczność była niesamowita i bardzo zaangażowana. Podczas Never Let Me Down Again [84] ludzie dosłownie szaleli i śpiewali z pamięci każde słowo.

Potem niektórzy wrócili do tzw. “Pubu” (miejsce spotkań na terenie obiektu). Są tam oczywiście piłkarzyki oraz stół do ping ponga. Zespół był bardzo zadowolony z występu i podekscytowany przed kolejnymi.

Tego popołudnia polecieliśmy do Ottawy – nasza pierwsza podróż nowym samolotem, którym będziemy się przemieszczać podczas trasy po Stanach. Jest całkiem niezły i chyba wszystkim nam będzie w nim wygodnie!

Jutro gramy koncert w Ottawie 2001.06.13, więc muszę się do niego trochę przygotować. Później napiszę więcej…

Ottawa 2001.06.13

Koncert w Ottawie 2001.06.13 wypadł dobrze, choć nie było wielkich tłumów. Wszyscy jesteśmy podekscytowani przed Montrealem 2001.06.15 i Toronto 2001.06.16, ponieważ całkowicie się wyprzedały. A dziś mamy wolne – o tak!

Montreal 2001.06.15

Dziś gramy koncert w Montrealu 2001.06.15 – nie mogę się doczekać. Sprzedaliśmy ok. 12,500 biletów! To jak na razie nasz pierwszy występ dla tak dużej publiczności. Jestem bardzo podekscytowana i właśnie zdałam sobie sprawę jak ważna jest publiczność.

Jest tu z nami fotograf z francuskiego magazynu MAGIC. Będzie robił zdjęcia przez cały wieczór: przed, w trakcie i po koncercie. Wraz z innym fotografem (JC z Virgin) przylecieli dziś rano z Paryża, zostaną na koncercie, a jutro rano wylatują. Wyglądają na lekko zmęczonych, ciekawe czemu!

Montreal i Toronto 2001.06.15-16

Dwa ostatnie dni były niesamowite. Koncert w Montrealu 2001.06.15 był fantastyczny – zespół twierdził, że publiczność była tak głośna, że ledwo się słyszeli. Pozostali mówili to samo – najgłośniejsza publika jaką kiedykolwiek słyszeli. Energia w takim tłumie aż kipi.

Zaszczyciło nas swą obecnością dwóch naszych agentów – Carole Kinzel (agent ze Stanów) i Andrew Zweck (agent europejski). Fajnie było spotkać ich obu i słuchać żartów Andrew! Carole bawił się jeszcze potem z nami w barze! Został z nami tylko na jeden dzień, ale Andrew poleciał z nami do Toronto 2001.06.16.

Toronto było absolutnie niesamowite, choć chyba nikomu nie podobało się tak bardzo jak mnie. To znaczy podobało, ale ja byłam bardzo zaskoczona miejscem koncertu, a pozostali widzieli je już wcześniej. Amfiteatr został zbudowany bezpośrednio na wodzie przy porcie, więc z każdego okna był piękny widok. A na dodatek był piękny słoneczny dzień. Te okoliczności sprawiły, że wszystko było idealne.

Podczas spotkania z fanami zespół otrzymał „gwiazdę” od House of Blues. Myślę że dostają ją wszystkie zespoły. Tak czy inaczej dostali ładny obraz przedstawiający amfiteatr.

Kolejną atrakcją był catering w Molson Amphitheatre. Przy poprzednich koncertach nie mieliśmy zbyt dobrego cateringu, a ten był wyjątkowo smaczny.

Dziś mieliśmy wolne w Toronto i trochę poszalałam. Nie chodziłam po sklepach od bardzo dawna, więc sprawiło mi to wiele frajdy. Zwiedziłam też kawałek miasta. W sumie spędziłam niezapomniane chwile.

St. Paul 2001.06.19

Kiedy to piszę wylatujemy właśnie z Minneapolis do Milwaukee. Wczorajszy koncert był niezły, ale publiczność nie była najlepsza. Nie byli tak głośni i zaangażowani jak podczas dwóch ostatnich koncertów w Kanadzie. Miasto też nie było najciekawsze – bez urazy dla mieszkańców, ale nie ma tam wielu atrakcji. No bo jak długo można chodzić wokół trzech przecznic? Podobno są lepsze miejsca oddalone o jakieś 20 minut drogi, ale jakoś nigdy tam nie dotarliśmy. Wydaje mi się, że mają tam też drugie największe centrum handlowe w Ameryce, zgadza się?

Dziś wieczorem gramy w Milwaukee 2001.06.20, a zaraz po koncercie lecimy do Chicago 2001.06.22. To będzie krótki lot, więc powinniśmy dotrzeć na miejsce ok. 1:30. Potem dzień wolny – TAK! Nigdy jeszcze nie byłam w Chicago 2001.06.22, nie mogę się doczekać. Znów zakupy! Mam już serdecznie dość ciuchów, które przywiozłam ze sobą. Muszę sobie kupić coś nowego!

Nasi ochroniarze cieszą się na koncert w Detroit 2001.06.23 bo wszyscy stamtąd pochodzą. To miłe móc wrócić w rodzinne strony i spotkać znajomych. Ja się nie mogę doczekać Nowego Jorku 2001.06.26 (kiedyś tam mieszkałam) i spotkania z przyjaciółmi i siostrą. Fajnie, że zatrzymamy się tam na kilka dni.

Okay, dość ględzenia. Odezwę się wkrótce, prawdopodobnie po koncercie w Chicago 2001.06.22. Bądźcie grzeczni!!!

Chicago 2001.06.22

Kiedy to piszę zespół właśnie występuje – widziałam ich występ już parę razy! Tak, czy inaczej, jesteśmy w Chicago 2001.06.22, a jutro wylatujemy do Detroit 2001.06.23. Chicago 2001.06.22 to piękne miasto, gdzie tyle się dzieje. Wczoraj wieczorem zostaliśmy zaproszeni na bardzo sympatyczną kolację przez Jeffa McClusky’ego (niezależny guru radiowy). Było ok. 40 osób i wszyscy się świetnie bawili. Potem poszliśmy do pobliskiego klubu i wydaje mi się, że wszyscy bawili się aż za dobrze. Dziś wszyscy jesteśmy nieco spowolnieni, cisi i przygaszeni!

Występ idzie nieźle – zespół jest na scenie już od godziny, amfiteatr i jego otoczenie są bardzo ładne. Na dzisiejszym spotkaniu z fanami zespół został powitany gromkimi brawami, co jak dotąd zdarzyło się po raz pierwszy. Byli miło zaskoczeni i nastroiło ich to pozytywnie przed koncertem.

Dziś jest z nami nasz stary znajomy i fan zespołu – Billy Corgan z zespołu Smashing Pumpkins

Okay, na razie wystarczy. Nie jestem jeszcze pewna co do naszych planów na dzisiejszy wieczór, ale to nasza ostatnia noc w Chicago 2001.06.22, więc musimy się zabawić!

Nowy Jork Dzień wolny

Dotarliśmy do Nowego Jorku późno w nocy, a dziś mamy wolne – dzięki Bogu! Gdy dotarliśmy w nocy na lotnisko ci z nas, którzy zbytnio się ociągali, utknęli w vanie z najgorszym w dziejach kierowcą. Nie tylko był chamski i nieprzyjazny, ale o mało nie spowodował kilku wypadków. Co najmniej dwa razy zjechał na drugi pas ruchu – wciąż na nas trąbili. Delikatnie mówiąc byliśmy przerażeni i wszyscy dziękowaliśmy Bogu, że udało nam się dotrzeć do hotelu w jednym kawałku.

Przez kolejne 10 dni będziemy mieszkać w Nowym Jorku, z czego bardzo się cieszę. W sobotę jedziemy do Filadelfii, gdzie zostaniemy na noc, ale zatrzymamy również nasz pokoje w Nowym Jorku. Potem w niedzielę lecimy z Filadelfii 2001.06.30 do Bostonu 2001.07.01, a wieczorem z powrotem do Nowego Jorku. Miło jest móc się trochę rozpakować i zostać w JEDNYM miejscu na dzień czy dwa.

Dziś spotykam się z cudowną Allison McGregor z CAA, która pomoże mi zorganizować bilety na najbliższe koncerty. Ponieważ nasza lista gości jest przepełniona, potrzebowałam ogromnej pomocy. Wspaniała Alli zgodziła się poświęcić nam swój czas i ułatwić mi życie. Dziś wieczorem zaczniemy organizować możliwie dużo biletów, aby ludzie mogli je odebrać z hotelu przed koncertem. To ludzi uszczęśliwia – miło jest przyjść na koncert z biletem w dłoni, a mnie jest łatwiej – w ten sposób nie muszę na miejscu wszystkiego załatwiać. Więc teraz wybieram się do pokoju Alli na pracowity wieczór!

Nowy Jork Dzień wolny / Letterman Show

Pracowaliśmy z Alli McGregor do ok. 2:00 nad ranem, organizując bilety, które zostaną rozdane w hotelu dziś między 12:00, a 18:00. Zostanę tylko do 15:00, ponieważ wieczorem zespół występuje u Davida Lettermana. UWIELBIAM Lettermana, więc jestem bardzo podekscytowana.

Mamy się też pojawić na przyjęciu organizowanym przez MTV / VH1. Zasadniczo chcą po prostu pogawędzić z chłopakami i ułatwić sobie namówienie ich na różne projekty w przyszłości. Jutro dam Wam znać jak było.

Nowy Jork 2001.06.27

Występ u Lettermana okazał się wielkim sukcesem, mam nadzieję że oglądaliście (INFORMACJA OD WEBMASTERA: Jeśli nie oglądaliście, możecie to zrobić w dziale Video / Television). Nie mogłam być w studio podczas nagrania, ale widziałam próbę zespołu tuż przed. Nie wiem czy wiecie ale krążą legendy o tym, jak zimno jest w studiu Lettermana, a ja zawsze się śmiałam, że nie może być AŻ TAK zimno. Coś wam powiem – jest LODOWATO! Podejrzewam, że David Letterman nie chce się pocić przed kamerą, więc w studiu jest jakieś 20 stopni poniżej zera – śmieszne, co?

W każdym razie występ wypadł dobrze i zespół był z niego wyraźnie zadowolony. Podobało mi się jak Letterman zaprosił ich wszystkich do swojego biurka po tym, jak zagrali. To się rzadko zdarza w tym programie – zwykle zespół występuje i program się kończy. Uważam że to było świetne.

Przyjęcie MTV / VH1 było ciekawe, choć nie nadzwyczajne. Ale chłopcy trochę się rozerwali. Jestem teraz na koncercie – Madison Square Garden i szaleństwo się rozkręca. Jutro wam opowiem jak było.

Nowy Jork 2001.06.28

Bawiłam się CUDOWNIE na wczorajszym koncercie. Wieloma biletami zajęliśmy się w hotelu, więc nie musiałam się tym zbytnio martwić na miejscu. To duża ulga, ponieważ mam jeszcze na głowie spotkania prasowe i spotkania z fanami, a lista gości to była dla mnie prawdziwa męczarnia! Więc kiedy zespół wyszedł na scenę i rozwiązaliśmy już wszystkie problemy z tym związane, postanowiłam odłożyć na bok pracę i cieszyć się koncertem wraz z moją siostrą i przyjaciółmi. I właśnie tak zrobiłam. O wiele lepiej jest oglądać występ z przyjaciółmi niż samemu, jak to zwykle bywa. Cudownie się bawiłam tańcząc i śpiewając do wszystkich utworów i uważam wczorajszy koncert za najlepszy, jak dotąd. A co najlepsze były tam też nasze rodziny, żony i dzieci. Publika była niesamowita i dała chłopakom jeszcze więcej energii.

Po koncercie zostaliśmy na after show party. Spotkaliśmy wielu znajomych i pogawędziliśmy sobie. Mój przyjaciel, David Peris, zagorzały fan Antona Corbijn’a, chciał abym poprosiła Antona o wspólne zdjęcie. Anton oczywiście chętnie się zgodził, a David był bardzo podekscytowany. Wyszły całkiem zabawne zdjęcia, na których nikt nie pozuje tylko wszyscy się śmieją!

Kiedy opuściliśmy halę, przyjęcie się przeniosło do hotelowego baru, gdzie sobie posiedzieliśmy i pogawędziliśmy przy drinkach. To był bardzo długi ale też udany dzień i wszyscy byli zachwyceni koncertem.

Nowy Jork Dzień wolny

Wczorajszy koncert wypadł świetnie, choć wydaje mi się, że publika w środę była trochę lepsza. Przed spotkaniem z fanami Fletch udzielił dobrego wywiadu dla WPLJ. Czasami te radiowe wywiady wypadają trochę sztucznie i tandetnie, delikatnie mówiąc, ale tym razem Fletch był całkiem zadowolony z efektu.

Po koncercie znów było małe after show party ale tym razem mieliśmy już zaplanowaną imprezę w Underbar przy Hotelu W. Było nieźle, choć trochę nerwowo kiedy wszyscy pojawili się w tym samym czasie i zespół miał trudności z wejściem na własną imprezę. Poza tym w środku było tłoczno, ale wszyscy się chyba dobrze bawili i cieszyli z darmowego alkoholu, sami rozumiecie.

W sumie uważam koncerty w Madison Square Garden za bardzo udane. Ale choć tak bardzo na nie czekałam i świetnie się bawiłam, to jednak cieszę się, że już są za nami. Tak długo męczyłam się z tymi nieszczęsnymi biletami, że uszczęśliwia mnie świadomość, że już nie muszę o tym myśleć.

Filadelfia 2001.06.30

Jesteśmy w Filadelfii i wprost z lotniska polecieliśmy na miejsce koncertu. MTV będzie filmować zespół na potrzeby programów specjalnych z okazji 20-lecia istnienia i przeprowadzą wywiad dla MTV News. Nagrają też Personal Jesus [84], a Dave wyniesie na scenę kamerę i wygłosi krótkie pozdrowienie dla MTV – zapowiada się interesująco. Teraz muszę lecieć zorganizować wywiady, jutro napiszę więcej.

Boston 2001.07.01

Wczorajszy koncert wypadł nieźle, choć bez porównania z Madison Square Garden. Donna Vergier i Kate Whitby zaszczyciły nas swą obecnością na koncercie. Spędziliśmy z nimi dużo czasu podczas konferencji w Londynie w marcu zeszłego roku, więc bardzo się ucieszyliśmy z ich towarzystwa Kate opiekowała się mną w Londynie, kiedy do rozpoczęcia trasy było jeszcze daleko, a ja byłam już wyczerpana. Jest moją dobrą znajomą i uwielbiam kiedy do nas przyjeżdża.

Wywiady dla MTV wypadły dobrze, a David rzeczywiście zabrał kamerę na scenę i poprosił wszystkich, aby złożyli życzenia urodzinowe MTV. Myślę, że byli zachwyceni bo właśnie o to im chodziło.

Jestem teraz w Bostonie, choć nasz lot tutaj był czystym szaleństwem. Musieliśmy ominąć szalejącą nawałnicę, więc ostatnie 20 minut lotu było przerażające. Wciąż opadaliśmy, potem się wzbijaliśmy – ech! W tym czasie Georgia (chórki) była w kokpicie, więc wszyscy ją obwinialiśmy o turbulencje. Dziś wieczorem wracamy do Nowego Jorku, więc zarezerwowałem sobie miejsce w kokpicie na czas lądowania w Nowym Jorku. Podobno to niesamowite uczucie lądować w tak wielkim mieście, więc jutro wam o tym opowiem.

Poe właśnie skończyła swój set, muszę więc wyjść i upewnić się, że fotografowie są na miejscu. Nie jestem pewna ile jest osób bo zadzwoniła do mnie znajoma, która musiała zawrócić z powodu burzy. O nie, mam nadzieję, że nie będziemy mieli takich problemów podczas lotu powrotnego!

Chciałabym podziękować kobiecie, która podeszła do mnie podczas koncertu w Filadelfii i pochwaliła moje wpisy, nie usłyszałam jej nazwiska. To było bardzo miłe i dało nadzieję, że ludzie naprawdę lubią je czytać. Mam nadzieję, że wam też się podobają, i że macie świadomość, że nasze życie tutaj jest dość monotonne. Postaram się je jak najbardziej uatrakcyjnić, ale proszę o wyrozumiałość!

Zapomniałam też podziękować Danowi z Detroit za podarowanie mi bluzy z Michigan. Dziękuję, to było przemiłe!

Jones Beach (Wantagh) 2001.07.03

Jesteśmy już z powrotem w Nowym Jorku, w drodze do Jones Beach w Wantagh. Dużo słyszałam o tym miejscu, ale nigdy nie byłam tam na koncercie. Otacza je woda i z pewnością będzie dziś pięknie.

Podczas ostatniego lotu z Bostonu do Nowego Jorku udało mi się usiąść w kokpicie na czas lądowania. Możecie mi wierzyć, to niesamowite przeżycie. Nigdy wcześniej niczego takiego nie robiłam i nigdy tego nie zapomnę. To szalone oglądać miasto z takiej wysokości, i obserwować jak wszystko się odbywa. Myślę że do końca trasy każdy z nas będzie miał szansę to przeżyć podczas startu czy lądowania.

New York Dzień Wolny

Koncert w Jones Beach wypadł wspaniale. Martin zaśpiewał wraz z Peterem Dressed In Black [3] i to było coś niesamowitego. Wydaje mi się, że publiczność była tym miło zaskoczona i śpiewała wraz z nimi. To niewiarygodne móc usłyszeć Martina i Petera w duecie.

Kolejny cel naszej podróży to Waszyngton w czwartek – o tak!

Waszyngton DC 2001.07.05

Kiedy wylądowaliśmy w Waszyngtonie, padał deszcz i były potworne korki na ulicach. Dlatego dotarcie na miejsce koncertu trochę nam zajęło i zanim się pojawiliśmy wszyscy byli już bardzo zniecierpliwieni.

Fletch i ja udzieliliśmy dobrego wywiadu dla WHFS. Rozmowę prowadziła młoda kobieta, która wygrała konkurs. Fletchowi bardzo się podobało, że pytania zadawał mu prawdziwy fan, a nie DJ, któremu za to płacą. Podczas spotkania z fanami zaczęło padać, co nas lekko zmartwiło, ponieważ koncert miał się odbyć na świeżym powietrzu. Na szczęście przestało padać i nastał piękny wieczór.

Wróciliśmy na miejsce dość późno i część ludzi rozeszła się do klubów. Ja zostałam, aby nacieszyć się spokojnym wieczorem! Miło tak czasem zrobić, zdaje się że brakuje takich wieczorów.

Ft. Lauderdale 2001.07.07

Jesteśmy w Ft. Lauderdale w przepięknym hotelu na wodzie. Do zachodniego Palm Beach dotarliśmy w piątek ok. 18:30, z czego nikt nie był zadowolony bo zmarnowaliśmy cały dzień. No cóż, nic na to nie poradzimy! Niektórzy z nas – Andrew Philpot, Jonathan, Ivan, ja, David i Jennifer poszliśmy na dobrą kolację. Potem wróciliśmy do hotelu i podziwialiśmy piękną pełnię księżyca nad wodą. Na Florydzie są cudowne ciepłe noce.

Tampa 2001.07.08

Koncert w Ft. Lauderdale wypadł wyśmienicie. Nigdy wcześniej nie było tak głośno, ale może tylko mnie się tak wydawało. Mój ojciec przyszedł posłuchać, ale ponieważ tam, gdzie siedzieliśmy było bardzo głośno, przenieśliśmy się do przodu, co w sumie niewiele zmieniło. Mimo wszystko koncert był świetny i wszyscy się dobrze bawili.

Wkrótce wyruszamy do Tampypotem Atlanta – trzy koncerty z rzędu. Nasze rodziny znów są z nami – miło, że dzieci są blisko i że wreszcie widzą jak ich ojcowie zarabiają na życie! Wszyscy są chyba bardzo zadowoleni.

Atlanta 2001.07.09

Dzisiejszy wieczór spędzam w Atlancie, a zespół właśnie gra I Feel You [84]. Spotkanie z fanami wypadło dobrze, choć w międzyczasie rozpętała się burza. Pogoda tu wariuje – w jednej chwili jest słonecznie i pięknie, a po chwili grzmi i się błyska. Poza tym jest duża wilgotność, więc człowiek od razu zaczyna się pocić – nie cierpię tego!

Dziś wieczorem dajemy nogę – zmywamy się tuż po koncercie. Jestem ZACHWYCONA bo to oznacza, że nie musimy zostawać i tracić czasu, tylko ruszamy w drogę do następnego miasta. Poza tym zawsze mamy WIELKĄ indyjską ucztę w samolocie przed odlotem. Zespół schodzi ze sceny, opuszczamy amfiteatr, a w samolocie jemy do oporu. A potem się dziwię czemu wciąż tyję!

Nowy Orlean Dzień wolny

Wczorajszy wypad nam się udał. Zazwyczaj mamy policyjną eskortę, co mi się podoba, ale zawsze tylko włączają syreny i pilotują nas. Wczorajsza była trochę przerażająca bo zablokowali przeciwną stronę ulicy, więc przejeżdżaliśmy blokadę po kawałku, a oni w tym czasie zatrzymywali nadjeżdżające samochody. Z taką eskortą człowiek zawsze czuje się ważny. Tak nas poganiają po koncercie i pędzą na lotnisko, że wygląda to jakby jechał prezydent, czy coś w tym stylu. Mimo wszystko muszę przyznać, że to lubię!

Następne 3 dni mamy wolne przed piątkowym koncertem. To niesamowite, a jutro wieczorem urządzamy wielką imprezę z okazji czterdziestki Fletcha. Zaprosił całą masę znajomych i zapowiada się super zabawa. Jutro kręcimy też teledysk do trzeciego singla Freelove [83]. Reżyseruje John Hillcoat, który nakręcił również I Feel Loved [50]. Ma ciekawy i niezwykły pomysł na teledysk, już się nie mogę doczekać efektu końcowego. W czwartek Wam wszystko opowiem.

Nowy Orlean Dzień wolny

Wczoraj mieliśmy bardzo aktywny i pracowity dzień. Przez cały dzień do późna kręciliśmy teledysk, potem była impreza urodzinowa Fletcha. Najpierw opowiem wam o teledysku.

Na planie każdego teledysku motto przewodnie brzmi „pospiesz się i czekaj”, i właśnie to robiliśmy. Za każdym razem kiedy mówią 5 minut, w rzeczywistości oznacza to 25-45 minut. Fletch, Martin i ja dotarliśmy na miejsce ok. 13:00 – David przyjechał wcześniej – i dużo czasu spędziliśmy w przyczepie. David nagrał parę ujęć w pojedynkę (nie mogę powiedzieć ZBYT wiele, bo nie chcę zdradzić szczegółów), potem przyszła kolej na Martina i Fletcha. Sytuacja się skomplikowała, kiedy zaczęło padać. Wcześniej też padało, ale dość szybko się wypogodziło. Myśleliśmy że tym razem będzie tak samo, ale deszcz padał znacznie dłużej. Obserwowaliśmy jak się zbliża. Niektórzy z nas stali na zewnątrz i widzieli jak się rozpoczyna w oddali z błyskawicami i burzą. Luizjana chyba słynie z tego typu burz, trochę jak Atlanta.

Czekaliśmy i czekaliśmy i czekaliśmy aż minie, John Hillcoat postanowił kręcić pod pobliskim mostem, dzięki czemu zyskał ciekawe tło oraz ochronę przed deszczem. John z ekipą nakręcili też dzień wcześniej parę ujęć w okolicach Nowego Orleanu, więc efekt końcowy będzie świetny. Reszta chyba też jest tego samego zdania.

A teraz o urodzinach Fletcha. Zaczęliśmy od drinków i przystawek w niesamowitej restauracji House of Seafood Andrew Jaegera. Kolacja zaczęła się ok. godzinę później. Jedzenie było pyszne, a towarzystwo ciekawe, dokładnie tak jak chciał Fletch. Po kolacji kilka osób wzniosło toast, a Peter i Christian zaśpiewali piosenkę urodzinową. Oczywiście Martin nie chciał odstawać – zaśpiewał jeszcze kilka piosenek, parę kawałków Elvisa i jeden zespołu – Just Can’t Get Enough w wersji country przy akompaniamencie Petera i Christiana. W sumie, wieczór był bardzo udany!

Houston 2001.07.14

Wczorajszy koncert w Nowym Orleanie był świetny i dość niezwykły. Całe piętro było ogólnodostępne, co było dla nas nowym doświadczeniem, zaś cały budynek był dość mały i kameralny. CD: Wielka Brytania i Popworld, przed koncertem przyjechali z Londynu dwie ekipy telewizyjne i przeprowadzili wywiad z Fletchem i Davidem po soundchecku.

Chyba wszyscy z przyjemnością wyjeżdżamy z Nowego Orleanu bo spędziliśmy tu dość dużo czasu i z całą pewnością ZBYT łatwo się tu upić! Dobrze się bawiliśmy, ale byliśmy już gotowi na zmianę miejsca.

Jestem teraz na koncercie w Houston i WOW, ale tu gorąco. Najważniejsze, że na scenie jest zainstalowana klimatyzacja. Nie jestem pewna jak to działa, skoro jest zamontowana na zewnątrz ale najwyraźniej spełnia swoją rolę.

Noc spędzimy tutaj, jutro ruszamy do San Antonio, a wieczorem robimy wypad do Dallas. Ależ ja uwielbiam takie wypady!

Los Angeles Dzień wolny

W końcu dotarliśmy do Los Angeles na kilka zasłużonych dni luzu. Od czasu moich ostatnich wpisów zagraliśmy koncerty w Dallas – było niewiarygodnie gorąco i duszno ale koncert był super (ludzie też). Potem ruszyliśmy w głąb pustyni do Las Cruces, gdzie daliśmy kameralny występ – uwielbiam klimatyzację. Noc spędziliśmy w El Paso w Texasie (na granicy z Meksykiem), więc następnego ranka ja, Ed, Georgia, Bean i Phillpott zrobiliśmy sobie spacer do granicy z Juarez żeby kupić trochę pamiątek. Georgia to prawdziwy zawodowiec, tak zawzięcie się targuje z lokalnymi sprzedawcami, że dosłownie oddają jej towar za darmo!! Wykończeni upałem wróciliśmy do hotelu, a potem polecieliśmy do Albuquerque.

W Albuquerque było spokojnie – mieszkaliśmy w hotelu przy którym nie było zupełnie nic oprócz lotniska. Koncert zapowiadał się jako katastrofa, bo zanim się zaczął nadciągnęła potężna burza z piorunami, która zalała publiczność i scenę, ale prawdziwi fani dM wytrzymali aż niebo się przejaśniło i nadszedł piękny wieczór i piękny koncert – ale i tak było potwornie gorąco…

Następnego dnia wyruszyliśmy do Denver – piekielne wysokości!!! Wspaniałe miasto choć zdecydowanie zbyt wysoko – wszyscy z trudem łapaliśmy powietrze!!! Zespół ciężko znosił upał i duchotę – wszyscy byli wykończeni po koncercie, ale było warto. Po koncercie spędziliśmy miły wieczór w hotelu wraz z częścią załogi samolotu.

W niedzielę 22 lipca mieliśmy zasłużone wolne w Denver i czas na zastanowienie co kupić Martinowi na urodziny. Razem z Davidem, Jordan, Georgią, Jonathanem poszliśmy do kina na film Ulubieńcy Ameryki – chyba nie będę go polecała.

W poniedziałek 23 lipca, w dniu urodzin Martina, polecieliśmy do Salt Lake City na koncert w E Center – jak zawsze w Salt Lake City fani byli fantastyczni, zespół zagrał świetny set i kiedy Martin wyszedł, aby zagrać swój set solo, na scenę wrócił Dave i zachęcił fanów, aby wraz z nim zaśpiewali Happy Birthday. Żałujcie, że nie widzieliście miny Martina!

Po koncercie polecieliśmy do L.A. na parę dni, zaś reszta ekipy udała się do Portland na bezcłowe zakupy. Założę się, że wszyscy będą mieli na sobie nowe Nike kiedy wrócimy w piątek!!!!

Vancouver 2001.07.28

Dotarliśmy do Portland. Dziwnie tak wrócić do koncertowania po tylu dniach wolnego. Czuję się jak byśmy wracali do szkoły po długich wakacjach. Jestem wykończona od tego leniuchowania.

Spędziliśmy miło czas w L.A. Wypożyczyłam samochód, aby w końcu mieć trochę swobody. Tego jednego mi brakuje – wolności jaką daje samochód. Miło było tak sobie pojeździć po okolicy. Oderwałam się też trochę od grupy – mogłam ich zostawić i spotkać się ze znajomymi, których nie widziałem od wyjazdu. Dzięki temu zdałam sobie sprawę, że mam swoje życie poza trasą. Czasami o tym zapominam!

Martin zaprosił przyjaciół na urodzinową kolację, na którą nie udało mi się dotrzeć, a Fletch rozegrał ważny mecz bilardowy z Tonym. Wygląda na to, że oni też się świetnie bawili, zapominając na chwilę o szaleństwie życia w trasie.

Po dzisiejszym koncercie w Portland jedziemy do Vancouver. Nigdy tam nie byłam, ale słyszałam, że mają tam świetne sklepy.

Seattle 2001.07.29

Za kilka godzin wyjeżdżamy do Seattle, a wczorajszy występ w Vancouver był wspaniały. Przyszły na niego moja mama i ciotka, i o dziwo, zostały do końca! Publiczność była wspaniała, a zespół dał z siebie wszystko. Sprawiali wrażenie, że świetnie się bawią i rozsadza ich energia, aż miło było patrzeć. A nasz stary poczciwy Peter z jego fantastycznymi ruchami – wyobrażacie sobie jego piruety?!

Po koncercie spędziliśmy miły wieczór w hotelowym barze z Martinem, który umilał nam czas śpiewając swoim pięknym głosem. Przy barze siedział facet, który okazał się być wirtuozem fortepianu, więc skumplowali się z Martinem i popisywali przed nami cały wieczór. Martin zaśpiewał nawet coś Elvisa dla mojej mamy – była w siódmym niebie!

San Francisco Dzień wolny

Amfiteatr Gorge w stanie Waszyngton to z pewnością jedno z najpiękniejszych miejsc, jakie kiedykolwiek widziałam. Dla tych z Was, którzy tam nie byli napiszę, że znajduje się na pustkowiu w przepięknym otoczeniu. Tuż za sceną jest ogromny kanion ze zbiornikiem wodnym na dole – jest niesamowicie! Ciężko to opisać, ale możecie mi wierzyć, to piękny widok.

Wczorajszy występ różnił się tym, że nie było projekcji. Wiał zbyt silny wiatr, aby rozłożyć ekran, więc postanowiliśmy całkowicie z tego zrezygnować. Z początku było dość dziwnie, ale potem fajnie było po prostu patrzeć jak zespół występuje. Czasami ekran rozprasza i zapomina się, że na scenie są ludzie. Poza tym w tle widać było tylko góry – tak piękne, że prawie nierealne.

Po koncercie wyruszyliśmy do San Francisco. I tym razem, dla odmiany, mieliśmy meksykańską ucztę na pokładzie. Tak już przywykliśmy do indyjskiego jedzenia, że cieszy nas jakakolwiek zmiana. Lot trwał ok. 2 godziny i był jednym z najdłuższych. Do hotelu dotarliśmy dopiero ok. 2:30, więc jak się domyślacie wszyscy jesteśmy dziś nieco zmęczeni. Cieszę się że zostajemy w San Francisco do niedzieli – w końcu mogę się trochę rozpakować. Chociaż zawsze tak mówię, a w rzeczywistości wypakowuję tylko niezbędne rzeczy, żeby się potem nie męczyć z przepakowywaniem.

Ot tego miejsca pisanie bloga z trasy przejął Daniel Barassi – webmaster depechemode.com.

Mountain View 2001.08.04

Jak dla mnie to był najlepszy koncert do tej pory! Ponad 20,000 ludzi, wszyscy podekscytowani, że za chwilę zobaczą koncert depeche MODE. Ludzie byli tak głośni, że nie pomogły nawet zatyczki w uszach. Za każdym razem, kiedy ktoś z zespołu wychodził na przód sceny obawiałem się, czy ścianka oddzielająca fotoreporterów od reszty wytrzyma pod naporem tłumu, który za nią stał i usiłował dotknąć tego kto akurat był na scenie (choć dało to możliwość zrobienia niesamowitych fotek). Szczególnie głośne były okrzyki Maaaaaaaartin kiedy wykonywał Surrender [21].

Po darmowej pepsi i nachos (za kulisami) wszyscy wróciliśmy do hotelu. Pozwolę sobie tylko zauważyć, że droga z amfiteatru na autostradę była okropna! To była chyba najdłuższa część podróży. Miałam ogromny problem z nadążeniem za stylem jazdy zespołu moim małym wypożyczonym samochodem.

Santa Barbara 2001.08.05

Koncert w rodzinnym mieście (przynajmniej dla Martina). Plan obiektu jest dość dziwny. Tuż przy wejściu znajdują się sklepiki z pamiątkami. Po prawej stronie jest długi płot. Niesamowite, że niecałe 10 metrów od płotu, za ambulansem (po prostu tam stał, na wezwanie – nie było rannych ani nic w tym stylu), zespół mógł sobie swobodnie chodzić. Gdyby ludzie tylko wiedzieli że zespół był na wyciągnięcie ręki, kiedy oni sobie kupowali t-shirty i piwo. Cóż… właściwie kilka osób się zorientowało…

Koncert zaczął się dość wcześnie z powodu wielu ograniczeń obowiązujących na terenie obiektu (niestety jednym z nich było słabe nagłośnienie). Dziwnie było oglądać depeche MODE na scenie kiedy słońce wciąż świeciło. Prawdopodobnie najgorszy moment całej trasy miał miejsce podczas Dream On [85], kiedy jakiś dupek w pierwszym rzędzie postanowił oblać Davida swoim napojem – dwukrotnie! Ludzie… kiedy widzicie, jak ktoś z zespołu, trochę spocony, wychodzi na przód sceny, to nie znaczy że można go bez pozwolenia oblewać dziwnymi płynami! Na scenie znajdują się elektryczne wentylatory, wszędzie wokół stoją butelki z wodą. Dość powiedzieć, że niepożądane oblanie wkurzyło Davida (splunął na gościa, a potem wrócił i omal go nie dźgnął statywem od mikrofonu – dzięki Bogu tego nie zrobił). Ochrona wywlekła frajera z płyty (przy wtórze okrzyków z widowni ’wykopać go’ i pozdrowieniu od Davida: ’wielkie dzięki kutasie’), a koncert został kontynuowany. Po kilku utworach David wrócił w to samo miejsce, witał się z ludźmi i przybijał z nimi piątkę, chcąc nadrobić wcześniejszą przerwę w koncercie. Punktem kulminacyjnym występu było ponowne wyjście Martina po zaśpiewaniu Sister of Night [24]. Powiedział ’Tu jest dom.’ (miał na myśli bardziej swoje nowe miasto, niż tytuł utworu). Tekst Home [83] nabrał zupełnie nowego znaczenia.

Po występie David wyruszył do Los Angeles, zaś Martin, Andy i znaczna część ekipy poszli na afterparty. Z racji tego, że nie chciało mi się znowu imprezować, razem z towarzyszem wieczoru (Chadem) po prostu wróciliśmy do domu. Cały poniedziałek spędziłam na przerabianiu wszystkich zdjęć, które zrobiłem przez ostatnie trzy dni. Pisząc te słowa (8:55, wtorek rano), powinnam zauważyć, że właśnie minąłem kolejkę tworzącą się na dzisiejsze nagranie The Tonight Show (nagrywają to niedaleko mojego domu). W tej chwili jest to już dość długa kolejka. Ciekawe czy tym razem publiczność będzie równie energiczna, jak podczas ostatniego występu zespołu u Jay Leno, kiedy zagrali It’s No Good (który można obejrzeć w dziale Video / Television). O tak – obejrzyjcie sobie zdjęcia z Santa Barbara!

Burbank (The Tonight Show) 2001.08.07

Nie ma to jak pięciominutowa jazda na spotkanie z dM (na tej samej ulicy niedaleko mojego domu). W studio NBC pojawiłam się koło południa. Zgodnie z tym co widziałem rano, utworzyła się już długa kolejka przed budynkiem.

Ekipa, ochrona, management i sam zespół już tam byli. Po jakimś czasie zagrali na próbę I Feel Loved [50], potem David poszedł do KROQ FM udzielić wywiadu (zostanie wyemitowany w późniejszym czasie). Kiedy wrócił pstryknąłem mu fotkę z aktorem przebranym za małpę z Planety Małp (który miał wziąć udział w jednym ze skeczy w programie).

Las Vegas 2001.08.08

Vegas kochani! Przyjechałem z L.A. w towarzystwie Lee, jego sióstr i przyjaciela Octavio odpicowanym wynajętym Caddy, po czym wszyscy udaliśmy się do Hard Rock. Kiedy dotarłem do hotelu (około 16:00), stała tam już kolejka. Było to imponujące, biorąc pod uwagę uciążliwy upał.

Ale wracam do meritum – koncert. Ze wszystkich koncertów, jakie do tej pory widziałam, ten był najlepszy (na równi z Shoreline). Nawet bez ekranów projekcyjnych (sala koncertowa była na to za mała), zespół dał czadu. Publiczność śpiewała wraz z zespołem, co było zaskakujące biorąc pod uwagę sporą liczbę pracowników firmy nagraniowej rozsianych w tłumie. Martin wykonał akustyczną wersję Surrender [21] tego wieczoru.

Po występie oddałem się hazardowi (wygrałam dość pieniędzy, aby sobie kupić wydanie specjalne dM Hard Rock za 5 dolarów i żetony do pokera za 25 dolarów), a potem wróciliśmy do L.A. (tak, to dużo jeżdżenia – odmawiam latania), obejrzeliśmy to, co zrobiłem podczas występu. (pochodzą z niego ujęcia znajdujące się w dziale Pictures) [Nie ma już takiego działu na depechemode.com – przypis redakcji 101dM.pl].

Phoenix 2001.08.10

Kiedy sobie wcześniej planowałem, które występy obejrzę, Phoenix było na mojej liście ’nigdy w życiu’, ze względu na perspektywę jechania w upale przez 4.5 godziny autostradą międzystanową nr 10 z L.A. do Phoenix. Jazda była potwornie nudna (jedynym urozmaiceniem był znak „Ograniczenie Prędkości do 75” na granicy z Arizoną… już i tak jechałam 100), jednak koncert był świetny. Mam nadzieję, że firma wynajmująca samochód nie będzie miała pretensji o całe warstwy poprzylepianych wszędzie owadów (ohyda). Podejrzewam, że duża prędkość i autostrada międzystanowa nie są najlepszymi sprzymierzeńcami małych latających stworzonek.

Koncert halowy – ufff. Koniec z niechcianą opalenizną (sami rozumiecie, jestem webmasterem – zbytnio się nie opalam, chyba że przy monitorze). Pierwszym co zauważyliśmy wraz z moim towarzyszem (Alexem) po wejściu do hali było dwóch gości wykopanych za drzwi za to, że założyli „plakietki Bong” (laminaty rozpoznawcze tworzone przez ludzi z listy mailingowej Bong). Podczas soundchecku usłyszeliśmy dość niezwykłą wersję In Your Room [84] (bardzo „radosną” – może kiedyś uda mi się umieścić fragment na stronie). Tak, jak w przypadku większości występów na tej trasie, które widziałem, publiczność była głośna (czytaj: prawie rozniosło w proch mikrofon w mojej kamerze). Miły akcent nastąpił podczas When The Body Speaks [84], kiedy w połowie piosenki Dave odwrócił się do Martina i powiedział Napisałeś piękną piosenkę, Martin. A potem pozwolił jednemu z fanów zaśpiewać refren I Feel Loved [50]. Szczególne podziękowania kieruję do dziewczyny, która podarowała mi zegarek z Hello Kitty (czy wyglądam jakbym takiego potrzebował?). 🙂 Martin wykonał tym razem akustyczną wersję Sister of Night [24].

Po koncercie poszedłem za kulisy na afterparty na obowiązkowego darmowego drinka i chipsy nacho. W sekcji Video / Exclusives zamieściłem krótki filmik w formacie Quicktime, przedstawiający rozgrywkę w piłkarzyki Martina i A. Phillpotta przeciwko Peterowi i Christianowi – miłego oglądania. Potem wyruszyłem z Phoenix… w pięciogodzinną podróż… samochodem… Sen jest przereklamowany.

San Diego 2001.08.11

Na trasie THE SINGLES 86>98, San Diego 1998.12.15 było jednym z najlepszych koncertów. Głównie dzięki fanatycznym meksykańskim fanom, którzy na niego przyjechali. Tym razem było podobnie. Niemcy nadal ich przewyższają pod względem szczerego oddania i energii, ale tylko troszkę.

Kolejny głośny i udany występ, jeśli nie liczyć paru technicznych zakłóceń. Z jakiegoś powodu nagłośnienie po lewej stronie (prawa strona sceny) przez cały wieczór zawodziło. A podczas Waiting For The Night [83] Martin i David mieli opóźnienie ok. pół taktu przez większą część utworu. Byłem pod wrażeniem, że mimo to udało im się zaśpiewać w idealnej harmonii! Jedyną wadą jak dla mnie była wysokość sceny. Ciężko było zrobić dla was dobre zdjęcia. Pod koniec występu podeszły do mnie dwie dziewczyny, eksponując swoje plakietki Exciter – zdecydowanie warte sfotografowania.

Po koncercie wróciłem prosto do L.A., bez mojego towarzysza, Asifa (nie było żadnego aftera – zespół od razu wyruszył do Los Angeles). Przykre jest to, że 90-minutowa droga zajęła mi ponad 4 godziny. Myślę, że zemścił się na mnie brak snu, bo co najmniej 7 razy o mało się nie rozbiłem. Nie ma to jak mrugnąć oczami i nagle się ocknąć na sąsiednim pasie, na który w magiczny sposób podryfowałem. Powiem tylko, że parę razy musiałem zjechać na pobocze i uciąć sobie krótką drzemkę aby móc dojechać do domu w jednym kawałku. Na szczęście przeżyłem i mogę się z Wami podzielić zdjęciami z San Diego.

Los Angeles 2001.08.14

Koncert w L.A.. Nie wiedziałem czego się można spodziewać po publice. Na przestrzeni lat publiczność w L.A. przestała uczestniczyć w widowisku tak aktywnie, jak za czasów WORLD VIOLATION. Wtedy kiedy powinni śpiewać, po prostu krzyczą. Choć widownia nie była odlotowa, było zdecydowanie lepiej, niż na poprzedniej trasie – nie licząc momentu, kiedy David kończył Freelove [84] (ludzie tylko pokrzykiwali – żadnego nucenia woah, just freelove). Miał dość smutny wyraz twarzy w stylu ’hmmm…i to by było na tyle’. Surrender [22] w wykonaniu Martina było jak zwykle świetne.

Przy okazji przejąłem obowiązki Nichelle (ona jeszcze wróci) na czas ostatnich występów w Ameryce Północnej. Zdumiewa mnie ilu ludzi w L.A. „załatwia” sobie bilety. Los Angeles to miasto, w którym ludzie nie kupują płyt – po prostu dzwonią do swojego kongresmena, żeby im załatwił darmowy egzemplarz płyty w wytwórni. To samo się tyczy biletów na koncerty. Ciekaw jestem ile biletów się rzeczywiście sprzedało, a ile trafiło do „typków z branży” rozsianych po widowni.

Los Angeles 2001.08.15

Z tego koncertu możemy być dumni. BARDZO głośne śpiewanie, turbodoładowany David i <łapie oddech> rakietnica! Na tym koncercie po raz pierwszy udało mi się obejrzeć set Poe. Jeśli na ostatnie koncerty (Arrowhead Pond) przyjdziecie za późno, ominie was fantastyczny występ. Z perspektywy czasu, chętnie bym sobie odpuścił spotkania depeche MODE z fanami (które odbywają się w trakcie setu Poe). Po co robić zdjęcia ludziom witającym się z depeche MODE? Może Wy nimi jesteście? Większość z was zaprzeczy. Jestem przekonany, że i tak wszyscy wolelibyście zobaczyć fotki dM na scenie (których jest cała masa z L.A.).

Wracając do dM. Dwa słowa – 'ale publiczność!’ Nawet David stwierdził, że byli niesamowici w porównaniu z pierwszym koncertem. Szokującą atrakcją był debil, który postanowił odpalić flarę kilka razy w trakcie koncertu. Ludzie – jeśli uważaliście, że rzucanie w zespół tajemniczym płynem było niewłaściwe, ciekawe jak byście zareagowali na flarę? Widziałem dwie (podobno było ich więcej, ale ja byłem zbyt zajęty robieniem zdjęć, aby to widzieć). Pierwsza wylądowała w sekcji 114, a druga przeleciała mniej więcej połowę drogi z miejsca odpalenia na końcu hali. Koncert został jednak kontynuowany. Akustycznym numerem wieczoru Martina było Sister Of Night [24].

Anaheim 2001.08.18

Poza tym, że David wciąż zwracał się do publiczności w Orange County / Anaheim jako Los Angeles, jedyną ekstremalną atrakcją była ta: Martin zaśpiewał Dressed In Black [3].

Słyszałem to już na MP3 z koncertu w Jones Beach, ale tym razem brzmiało to mniej więcej tak: ’She’s dressed in MARTIN – KOOOOOOOOOOOOCHAM CIĘ again, and I’m ŁUUUUUUUUUUUUUU – PISK – KRZYK, but oh, what can you do when she’s MAAAAAAAAAARTIN – KRZYK – GWIZD’.

Tamto wykonanie brzmiało dokładnie tak samo, ale teraz miałem przynajmniej okazję zobaczyć to na własne oczy 🙂

Anaheim 2001.08.19

Ostatni koncert w Ameryce Północnej i był niepowtarzalny! Jeśli nie udało wam się posłuchać Poe przy okazji któregokolwiek z koncertów na tej trasie, powinniście natychmiast kupić sobie ich CD w ramach rekompensaty. Zagrali świetnie.

Natomiast depeche MODE – od czego zacząć. Ponieważ nigdy nie będę w stanie przedstawić tego w ładnej formie graficznej (nie cierpię pisać na komputerze choć jestem webmasterem, i bądź tu mądry), przedstawię to tak:

  • Martin zaśpiewał Condemnation [9], na specjalne życzenie Davida.
  • Podczas When The Body Speaks [84], David poprosił Martina aby się do niego przysunął jak najbliżej, bo to ostatni występ.
  • Podczas Enjoy The Silence [84], cała ekipa Poe (zespół, rodzina, pomocnicy) weszła na scenę i tańczyła przez cały utwór. David ponownie im podziękował za support (a nie mówiłem żebyście się nie spóźniali na koncerty!).
  • Pod koniec piosenki basista Poe rzucił się w publiczność (od tej strony sceny gdzie stał Fletch – wydaje mi się, że doleciał gdzieś do czwartego rzędu).
  • Podczas In Your Room [84] rozrzucono kilka nadmuchiwanych rekinów (na projekcji obrazującej In Your Room na ekranie pojawia się rekin i złote rybki). Ktoś z ekipy złapał jednego rekina i przechadzał się z nim po fosie (przedni rząd przeznaczony dla mediów), poruszając nim (Rekinem) w górę i w dół jak gdyby pływał. David wyraźnie się uśmiechał na ten widok.
  • Podczas Personal Jesus [84], Peter złapał keyboard Poe i zagrał na nim końcówkę utworu!
  • David kompletnie spaprał pierwszy wers Clean [75], ale w końcu jakoś oprzytomniał (cały czas się uśmiechając).
  • Przed Home [83] Martin się droczył, że zaśpiewa inną piosenkę, której nie wykonywali od lat. Osobiście uważam, że był to bardzo złośliwy żart!

To było wspaniałe zakończenie północnoamerykańskiej części trasy. A mnie utkwił w głowie obrazek, jaki zobaczyłem nazajutrz w hotelu. Miałem się właśnie zamiar pożegnać z kimś z obsługi hotelu, kiedy zobaczyłem Davida, krążącego na zewnątrz wielkim pojazdem w stylu prowincjonalnym. Oglądanie go za kółkiem (gra słów przypadkowa) jakoś mi nie pasowało. Pracuję dla zespołu. Wiem, że mają swoje normalne życie (mniej więcej) poza sceną. Ale na ten widok osłupiałem 🙂

Gdybyście jeszcze nie zauważyli, nie ma żadnych zdjęć z koncertów w Pond. Dzięki policji w Pond / Nederlander, nie wolno nam było zrobić ani jednej fotki (dzięki panowie – przesyłam wam wielkie ciepłe milusie uściski! 😛 ). Przynajmniej w końcu miałem szansę „obejrzeć” w całości koncert, nie zamartwiając się czy nie wyczerpią mi się baterie, ani czy w trakcie robienia zdjęcia przypadkiem nie wyłączy mi się flesz. Tak czy inaczej, wstawiłem ponad 400 zdjęć kilku ostatnich koncertów. Ilu ujęć tyłka Davida potrzebuje jeden użytkownik (to pytanie retoryczne – proszę nie pisać do mnie maili w tej sprawie)?

Nichelle powróci do swoich obowiązków kiedy rozpoczniemy europejską część trasy 28 sierpnia w Tallinie.

Dziękuję wszystkim, którzy podchodzili do mnie z miłymi słowami w czasie koncertów (przepraszam, że nie mogłem dłużej porozmawiać, ale byłem zarobiony po łokcie).

Tłumaczenie: MaaN

Europejska część pamiętnika nie została jeszcze przetłumaczona. Jeżeli ktoś chciałbym mnie w tym wesprzeć zapraszam do kontaktu.


EXCITER TOUR
MODEontheROAD
STATYSTYKI TRAS
BACKSTAGE / FANZONE
BOOTLEGI

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Translate »
%d bloggers like this: