06 września 2001, Waldbuhne, Berlin
Plan następnego dnia był prosty: zobaczyć się z Dave’em tak, aby każdy mógł powiedzieć, że widzieliśmy się i rozmawialiśmy ze wszystkimi członkami zespołu. Pod hotelem stało już parę osób, ale nie był to tłum, taki jak pod Bristolem. Trzeba przyznać, że spotkanie pod hotelem w Warszawie i Berlinie, to dwa różne światy i nie dziwię się, że ekipa bała się w Warszawie. Po „przyjęciu” na Okęciu i pod hotelem, tu zachowanie ludzi było inne, wręcz obojętne i wypada zdecydowanie na korzyść Berlina. Tyczy się to przede wszystkim obsługi, która całkiem sprawnie potrafiła zorganizować ruch tak, aby fani, goście hotelowi i zwykli przechodnie nie pozabijali się. Przed hotelem ustawiono aksamitne barierki [tzn. złotego koloru paliki z ozdobnym sznurem pomiędzy nimi], które nie miały na celu zabarykadowania wejścia 🙂 Chodziło po prostu o to aby tych 10 fanów nie stało tuz pod drzwiami.
Przyszło nam czekać dobre trzy godziny. W międzyczasie do hotelu przyjechał Daniel Miller. Kilkanaście minut później podjechał srebrny Volkswagen Bus. Z hotelu wyszedł Fletch i nie śpiesząc się szedł do samochodu. Był w wyraźnie dobrym humorze, jednak my nie mieliśmy już ochoty na ponowną rozmowę z nim. Po chwili odjechał.
Krotko po tym, zza rogu wyłonił się Martin, który razem z 1/2 chórków, Gordeno i jednym ochroniarzem (Tony) najzwyczajniej w świecie wracał do hotelu z zakupów. Przywitał się ogólnie ze wszystkimi i nie niepokojony przez nikogo wszedł do hotelu.
Minęło kolejnych kilkanaście minut, cos zaczynało się pomału dziać… Do samochodu wsiadł Kessler. Po chwili podszedł do nas Tony.
– Być może Dave do was podejdzie. Ogromna prośba – nie przekraczajcie tych barierek, a będzie dobrze.
Szczerze mówiąc Jack z Karasiem za bardzo w to nie wierzyli. Podobna sytuacja była podczas The Singles Tour 86 98. Wtedy Dave właściwie wcale nie podchodził do fanów…
Staliśmy jeszcze z jakąś godzinę. W międzyczasie poznaliśmy kilku fajnych Niemców. Był tam też Los Gregos z kumplem z Wrocławia.
Czas do koncertu biegł nieubłaganie, a Dave’a jak nie było tak nie było. Przestaliśmy już powoli liczyć na dobre miejsca pod sceną. Poza tym planowaliśmy nagrywać ten koncert, a nauczeni doświadczeniem z koncertu w Warszawie, wiedzieliśmy, że w takich przypadkach lepiej darować sobie bliskie miejsca.
Nagle zrobił się ruch pod hotelem. Kierowcy zaczęli przestawiać Mercedesy, wrócił VW którym odjechał Fletch, a Darryl co chwila sprawdzał, czy wszystko jest w porządku. Miałem całkiem dobre miejsce po przeciwnej stronie zebranej grupki fanów, do tego aby robić zdjęcia. Ale niestety, na dźwięk słów nie znoszących sprzeciwu ze strony Darryla, musiał je opuścić. Był taki plan, że Łuki będzie robił zdjęcia z jednej, a ja z drugiej, ale finał był taki, że Dave został ostrzelany fleszami tylko z jednej strony.
I jest, stało się. Najpierw zamajaczyła jego postać gdzieś w oddali za szybą, a za chwilę wyszedł. Był ubrany w tą samą kurtkę skórzaną, jaką miał na filmie do It’s No Good [83] wyświetlanym na trasie, pod nią biała bluza. Do tego niebieskie dżinsy-dzwony i buty oczywiście na obcasie (prawdopodobnie koncertowe już). W ręku trzymał torbę z wielkim logo Adidasa :-). Na marginesie: chyba musiał chwilę przedtem brać kąpiel bo miał jeszcze mokre włosy 🙂 Roześmiany stanął dosłownie kilkanaście centymetrów przed nami, tak blisko, że widzieliśmy nawet dziurki po kolczykach w uszach :-).
Dave zaczął rozdawać autografy i odpowiadać na nasze pytania:
– Dave, czy zapuszczasz włosy? – spytał Jack
– Nie wiem, chyba nie. Na razie jednak nie miałem czasu iść do fryzjera <ha, ha, ha…>
– Dave, kiedy zmienisz coś w zestawie swoich kawałków? – wypaliłem
– Przyjdź dziś to zobaczysz.
– Na pewno będziemy.
W pewnej chwili ktoś podsunął Dave’owi do podpisu ulotkę reklamującą niemieckie wydanie nowego Rolling Stone’a z depeche MODE na okładce:
– To jest Rolling Stone? Niemiecki? – Dave
– Tak.
– Jest już w sklepach? – Dave
– Tak, od kilku dni.
Dave wziął ulotkę do ręki, odwrócił się do Darryla i Ivana i zadowolony krzyknął:
– Patrzcie, jesteśmy na okładce Rolling Stone!!!
Karaś oprócz zdobycia autografów miał jeszcze jedno marzenie, chciał uścisnąć rękę Dave’owi:
– Dave, możemy przybić piątkę?
– OK, zaraz, na razie podpisuję. – Dave
Cały czas ktoś filmował, fotografował lub walczył o autografy. Większości z nas udało się zdobyć po 2 :-). Po kilku minutach Dave ruszył w kierunku samochodu, minął Karasia, odwrócił się w jego stronę, uśmiechnął się i wyciągną do niego rękę. Panowie uścisnęli sobie ręce, poklepali po ramionach i Dave zniknął w samochodzie, a Karaś nie zniknął ale stał jak wryty jeszcze przez chwilę. Tuż za Dave’m szedł Ivan Kushlick [Tour Manager zespołu], ruszyłem w jego stronę i wyciągnąłem rękę:
– Ivan dziękuję Ci za bilet i backstage pass…
– Podobało Ci się? – Ivan
– Tak!!! było zajebiście!!!
– Będziesz dzisiaj? – Ivan
– No pewnie!!!
– Miłej zabawy, cześć… – Ivan
Na sam koniec podszedł do nas Darryl i wiele mówiąco spojrzał na nas, a potem powiedział:
– Jesteście bardzo w porządku. Przyjdźcie dziś pod bramę to może będę miał coś dla Was…
– ???
Czyżby kolejna szansa na spotkanie z zespołem? Żaden z nas nie miał pojęcia czego się spodziewać. Ale po tym co się wydarzyło wczoraj i dzisiaj byliśmy pełni nadziei na ciąg dalszy. Tym czasem godzina startu koncertu zbliżała się co raz szybciej. O dobrych miejscach pod barierkami mogliśmy już zapomnieć, w ogóle o dobrych miejscach mogliśmy zapomnieć.
Po kilku minutach wyszedł z hotelu Gordeno z Eignerem. Wymieniliśmy uśmiechy i krótkie ’Hi’ i Panowie wsiedli do busa. Chwilę potem dołączył do nich Martin i wszyscy razem odjechali na Waldbühne.
Ludzie rozeszli się do samochodów, do metra, a my pobiegliśmy coś zjeść, na gorąco skomentować wydarzenia. Zastanawialiśmy się co też Dave przygotował na dzisiejszy wieczór. No i pora była wybrać się na Walbühne aby zająć miejsca, które jeszcze mogliśmy zająć…
Martini
_
_