2023.08.04 Kraków - Personal Jesus

Nikt mnie nie zatrzymał, więc poszedłem sobie na koncert.

Tym razem zapraszam do lektury historii Jarka – fana, który już kiedyś pojawił się ze swoim wpisem na moich stronach. O samej historii wiedziałem praktycznie na żywo, ale ustaliliśmy, że celowo odczekamy rok, aż kurz opadnie i trasa stanie się wspomnieniem. Zapraszam do lektury bardzo ciekawej historii o tym, co wydarzyło się przed drugim koncertem depeche MODE w Krakowie 2023.08.04 na MEMENTO MORI WORLD TOUR w pierwszą rocznicę wydarzenia.


Zacznijmy od spoilera dla tych, którzy zastanawiają się, czy chce im się czytać kolejny dość długi wspominkowy tekst o przygodach koncertowych, OMG! Jaki to wspaniały był Gahan, który — widać specjalnie dla polskich fanów, dawał z siebie wszystko i jak to Martin uśmiechał się bardziej niż zwykle i w ogóle było to mistyczne przeżycie. Nie! Nie o tym będzie mowa. W ogóle to nie napiszę o samym koncercie nic. To będzie opis tego, co się działo na godziny przed koncertem i o tym, że byłem literalnie: pierwszym fanem w hali Tauron Arena przed koncertem depeche MODE w Krakowie 2023.08.04. Ten wpis miał pojawić się zaraz po koncercie, ale nie ujrzał światła dziennego, bo nie chciałem, żeby dotarł do władz Live Nation i w efekcie, żeby ktoś nie stracił pracy, być może mógłby. Z góry przepraszam za słabą jakość zdjęć i video – gówniany telefon. O tym, co mnie spotkało, wiedziała tylko garstka fanów, zwłaszcza tych, których możecie kojarzyć: Martini (101dm.pl), Serek (FC Faith), Więcor (mistrz bootlegów), Przemo (Pokolenie DM na fejsie), Krzysiek („administrator” kolejek Early Entrance). Ale do brzegu…

Wszystko zaczęło się od zakupu biletu, bo bilet w tej historii odegrał kwestię kluczową. Cofnijmy się w czasie do momentu, kiedy ruszyła sprzedaż biletów. W tamtym momencie, jedyny jeszcze koncert depeche MODE w Polsce, czyli Warszawa 2023.08.02, a więc do 7 października 2022. Jak zawsze w panice czekałem na moment, kiedy ruszy sprzedaż biletów i jak zwykle te same, irracjonalne myśli: „A po ile bilety?”, „A żeby nie brakło”, „A żeby serwera nie zawiesiło” No dramat. Jak szczeniak przebierałem nóżkami i panikowałem. Godzina 12:00 wybiła. Klik, klik. Jest! Mam! Udało się! No jasne, że Ci się udało. Chłopie, to był pierwszy dzień sprzedaży (nie licząc poprzedniego dnia dla klientów banku), nie braknie. Nie na tym etapie. Robiłeś to już tyle razy, wiesz, jak to wygląda, po co ta panika? Dobra, uff. No i teraz na spokojnie: aha, znowu shitowy, bezpłciowy bilet, bez jakiejś grafiki (Warszawa 2001 i Gahan 2003 pod tym względem rządzą!).

Ooo, można było kupić kolekcjonerski bilet na plastiku, fajny, szkoda, za szybko klikałem, ehh. Martini nieśmiało dzień później wspomniał na łamach konta Insta — najlepszej strony o tematyce dM, że jak tak dalej pójdzie, to szykuje nam się drugi koncert, ale bardziej oczekiwana była druga noc na Narodowym*, aż tu 17 października, gruchnęła informacja, że jutro, czyli 18 października 2022, rusza sprzedaż biletów na Kraków. Kraków? Kurde na ostatniej trasie w 2018 rok to był najsłabszy koncert na „polskiej trasie”. Tak, wiem, nie powinienem tak pisać. W 2018 popełniłem wpis na forum, że koncert w Krakowie był tylko przystawką przed daniem głównym w Łodzi i teraz czekam na deser w Gdańsku. Usłyszałem wówczas, od jegomościa z Krakowa, który był tylko na koncercie w swoim mieście, że jestem: „jeb…nym sk….synem i się nie znamKraków? Co za różnica? Niech będzie Kraków. Nawet lepiej.

* Tak było. W tamtym czasie wiedziałem, że na Narodowym zarezerwowane są dwie noce, nie miałem wiedzy, że promotor awaryjnie zarezerwował równolegle Tauron Arenę. Ze względu na słabą sprzedaż biletów na Narodowym zrezygnowano z Warszawy na rzecz Krakowawyjaśniałem to szczegółowo w TYM wpisie. Wracamy do historii…

Ode mnie z Rzeszowa to 1,5h jadąc A4. Także szybciutko. Tym razem rozważniej kupowałem bilet i polowałem na opcje biletu kolekcjonerskiego. Jest! Dopłata 30 zł do ceny biletu nominalnego. Tak wiem, ceny biletów na taką samą kategorię zmieniały się w czasie jak w kalejdoskopie. Live Nation i te ich algorytmy do obliczania zainteresowanie koncertami i ustawiania pod to ceny biletów, ehh. 30 zł tyle kosztowała mnie dopłata do biletu, który był kluczem do przygody życia! A wygląda tak:

Mój bilet kolekcjonerski. Smycz była dokupiona na OLX, bo jakoś tak od TOURING THE ANGEL, kupuje smycz z trasy – taka już tradycja. W połączeniu z tym plastikowym biletem wygląda to jakoś tak oficjalnie ?.

Przenieśmy się w czasie do 4 sierpnia 2023. Koncert w Warszawie 2023.08.02 przeszedł do historii. Nagłośnienie było obłędne (znowu popełniam ten sam błąd) opisuję coś, za co dostanę bęcki – tak jak po koncercie w 2017, gdy opisałem słabe nagłośnienie, zwłaszcza bas miażdżący żebra pod sceną, za co dostałem ripostę: „Co ty wygadujesz, u mnie na trybunie dźwięk był super, nie znasz się”. Any way, Warszawa to był o tyle niezwykły dla mnie koncert, bo straciłem głos w drodze na koncert w autobusie przez, na maksa, wiejącą prosto w moją tchawicę klimatyzację. Efekt był taki, że zaniemówiłem tuż przed samym koncertem, a nie jak zawsze po nim — i cały koncert „wyszeptałem”.

Dzień koncertu w Krakowie

Krakowie bramki otwierali ok 16:00, była dopiero godzina 8:00. Tak, koczowałem pod halą od rana, nie mając biletu Early Entrance, tylko zwykły bilet. Czyli z założenia nie miałem być wpuszczony w pierwszej kolejności. Kiedyś obiecałem sobie, że nigdy nie kupię biletu EE i jakoś tak się tego trzymam. Nie kupowałem nigdy biletów EE, ale tak jak wcześniej udawało mi się być w pierwszym rzędzie, tak po wprowadzeniu tej kategorii, dalej jakoś „psim swędem” jestem, może nie przy barierce, ale bardzo blisko.

Jeszcze było spokojnie…

Siedzieliśmy pod halą, ja z kominem na szyi przez zdarte gardło. Śmiesznie to musiało wyglądać w tym sierpniowym upale. Póki co sielanka, do otwarcia bram o 18:00. Kupa czasu. To miał być mój jubileuszowy 20. koncert depeche MODE. Z polskich koncertów opuściłem tylko Torwar ’85, ale miałem wtedy 3 lata i z czarnego koloru to, jak miałem jedynie świecówki w przedszkolu. Łapę się, że po tych wszystkich latach bardziej kręcą mnie spotkania z „czarną rodziną” przed koncertami i to oczekiwanie, bardziej niż same koncerty. Na szczęście nie jestem w tej opinii osamotniony i wspomniany wcześniej — mistrz komitetu kolejkowego EE, Krzysiek Koreń też o tym wspominał w wywiadzie jak go telewizje przed koncertami w Łodzi, obsiadły. No więc siedzimy, gadamy, spotykamy starych znajomych — również z zagranicy, nawiązujemy nowe znajomości — pozdrawiam przemiłą ciocię, głównie fankę U2, która zabrała ze sobą siostrzeńca, na jego pierwszy ever koncert. Niestety nie zdążyliśmy się wymienić namiarami, bo nagle o 16:00, gruchnęła nowina: WPUSZCZAJĄ!

Ale jak to wpuszczają? Przecież o 17:00 mieli wpuszczać Early Entrance. Przecież jest dopiero 16:00. Masa tobołów, które miałem przy sobie, na których odniesienie do auta miałem przecież tyle czasu. Miałem wykupiony parking na hali, ale jak się dowiedziałem, że wpuszczają na parking dopiero od 16:00, to swoje miejsce odsprzedałem. Zrobiłem wywiad po znajomych z Krakowa. Koleżanka z czasów podstawówki, pracująca w pobliskim przedszkolu, gotowa była dać mi pilota do szlabanu, abym mógł wjechać na ich prywatny parking. Tygodnie analiz, aby w końcu znaleźć bezpieczne miejsce ledwo jedną ulicę dalej od areny. No i teraz dylemat: dobytek doczesny zanieść do auta czy zostawić to w cholerę i nie tracić cennego czasu na takie głupoty. Dobra, szybka analiza: szkoda czasu na biegnięcie do auta, plecaka nie wniosę, zostawiam pod krzakiem, może nikt nie zabierze. 2-litrowa woda? Nie wniosę! Reszta prowiantu? Wywalić! Tylko pendrive’a szkoda. Trudno najwyżej stracę kilka cennych sekund podczas przeszukiwania. Bomba poszła w górę, wszyscy lecą sprintem. Co z tego, że w komitecie kolejkowym miałem numer 5? Dziewczynki, które miały dużo dalsze numery, wykorzystały moment, że właśnie były w pobliżu bramek, po prosty wydarły do przodu — nikt z nas nie był jeszcze gotowy na otwarcie bram wcześniej, nie staliśmy karnie i grzecznie w kolejce według numerków. Miały okazję — skorzystały. Też bym tak zrobił — zero żalu. Ale adrenalina, zdziwienie i co tu dużo mówić: MEGAWKURW, zrobiły swoje. Dostałem takiego powera, że schody za bramą w kierunku hali pokonywałem nie po 2, nie po 3, ale po 4, a może po 5 stopni… nie pamiętam. Byłem tak nakręcony, że wspomniane wcześniej niewiasty mijałem po tych schodach slalomem, zostawiłem je daleko w tyle i wysunąłem się na czoło. Nie zauważyłem, że pobiegłem… źle, bo prosto do najbliższych drzwi hali, a nie tak, jak kierowała ochrona — w lewo (no nie zdążyli mnie pokierować). Wpadając do hali, zdążyłem tylko wyciągnąć z kieszeni smycz z biletem na końcu, pokazując ją w locie pierwszemu mijanemu ochroniarzowi. Zdążył tylko krzyknąć za mną: „Ale identyfikator to nosimy na szyi, a nie w ręku!”. No dobra, może być na szyi, zakładam. Ale czemu bilet na szyi? Papierowy przecież zawsze lądował po pokazaniu w kieszeni. Nie zdążyłem przemyśleć, o co mu chodzi, bo sforsowałem kolejne drzwi już w środku hali, wtedy mnie ZAMUROWAŁO! Przede mną pusta płyta. W lot połapałem się, że coś jest nie tak. I wtedy momentalnie połączyłem kropki. To nie to wejście! Mój bilet wzięli za identyfikator, wlazłem wejściem dla obsługi. Czytanie tego opisu zajmuje więcej czasu niż, zorientowanie się co się właśnie stało. I teraz momentalna decyzja: tylko bez paniki, jeśli zaczniesz panikować, zaraz zwrócisz uwagę ochrony, obsługi i w lot rozpoznają, że Ty nie jesteś „swój”. Tylko krok do wyprowadzenia, a ochroniarzy było dokoła pełno. Dobra to się na pewno nie uda, ale próbujemy — jak już wlazłeś, to spróbuj. Gdybym kombinował, próbował tym wejściem bezczelnie się wkręcić, to by się nie udało, ale przez to, że zrobiłem to nie świadomie — to wyszło.

Dobra, trzeba dostać się pod scenę. Nie biegnij, nie biegnij, powoli, na luzaku. Serce mało nie wyskoczyło mi z piersi, biło jak szalone. Zawsze w sprincie pod scenę, zwalniałem przy ochronie, żeby mnie nie zbanowali po drodze, ale umówmy się i tak się biegło, mimo że krzyczeli, żeby nie biec. Tym razem utrzymałem nerwy na wodzy. Dobra, powolutku, powoli, obok kolejnych ochroniarzy pod scenę. Jestem! I co dalej? No na bank, zaraz ktoś podejdzie i zapyta, co ja tu robię. No przecież w koszulce dM, za cholerę nie wyglądam na członka obsługi tylko na fana. Nie nawiązywać kontaktu wzrokowego, nie rzucać się w oczy. Ale czas mijał, a nikt nie podchodził. Nikt, absolutnie nikt! Zero! Niente! Nada! Nikt nie zainteresował się tym, kim jestem i co tu robię! Na bank wzięli mnie za kogoś, kto ma megaplecy gdzieś tam „na górze”. No dobra, skoro już tu jestem i do tego sam, to może zdecyduję, gdzie będę chciał stać na koncercie. No przecież to jest irracjonalne! Będę teraz decydował, w którym miejscu będę stał na koncercie? Przecież to zawsze był impuls! Szybka analiza napędzana mocą adrenaliny, szacująca, w którym miejscu jest najmniej ludzi, gdzie się pchać? A teraz? Ja się na spokojnie zastanawiam, gdzie stanąć? No ja śnię! Dobra! Stałem w pierwszym rzędzie kilkanaście razy, ale nigdy przy barierce na końcu wybiegu. Owszem, z boku tak, ale na końcu wybiegu nigdy. A jeśli Gahan podaje komuś rękę to na końcu wybiegu — może skoro mam tyle szczęścia, to może to też się uda? Ok, a zatem na końcu wybiegu pośrodku. Czyli na tzw. żołędziu.

Ale, hola, hola! Na środku wybiegu jest reflektor. Dave nie będzie podawał komuś ręki nad reflektorem, bo mu będzie niewygodnie. Będzie podawał rękę albo z lewej strony światła, albo po prawej. Ale z której? Miałem czas. Miałem tyle czasu, że mogłem sobie na YouTubie sprawdzać filmiki, gdzie podczas tej trasy Gahan wychodzi i po której stronie częściej podaję rękę, albo zbija piątkę. Po lewej. A więc przesunąłem się troszkę w lewo — tu mi Dave przybije piątkę. No z perspektywy koncertu — miałem rację, podszedł na lewo, ale wybrał fajną, młodą blondynę, której podał rękę, a nie czterdziestoparoletniego zakolaka — czyli mnie. Kto by się spodziewał? ? No, ale wtedy tego jeszcze nie wiedziałem i powoli zaczynałem się oswajać ze swoim trafem, który mnie spotkał. Skoro nikt mnie nie nagabuje, to może jakoś tu się uchowam. Rozbestwiłem się do tego stopnia, że poprosiłem ochroniarza z fosy, żeby mi cyknął fotkę. Tzn. poprosiłem. Raczej to brzmiało jak polecenie w stylu — machnij mi tu fotkę — nie chciałem wypaść z roli jakiejś ważnej persony, która po znajomości dostała się do środka przed wszystkimi ? Zrobił!


I teraz czas na poważniejsze przemyślenia. Stoję przed koncertem dM, przy samym wybiegu, nikt się mną nie interesuje. Napisałem na początku, że wrócę do momentu wparowania do hali. To jest ten moment, w którym robi się poważnie. To jest ten moment, który zadecydował, że nie chwaliłem się swoją historią od razu „na gorąco”, kiedy wszyscy opisywali swoje przeżycia. To był ten moment, przez który ktoś powinien stracić pracę albo przynajmniej, organizator powinien wyciągnąć wnioski. Być może powinienem zgłosić to od razu, ale tego nie zrobiłem. Nikt. Absolutnie nikt mnie nie przeszukał! Wniósłbym siekierę i nie ma w tym krzty przesady. Gdyby zamiast mnie stał tam jakiś psycho-fan pokroju mordercy Johna Lennona, mogłoby być różnie. Miałem czas, nie było do kogo gęby otworzyć i mimo, że działo się dużo dookoła, to miałem czas, żeby o tym pomyśleć. Gdyby dM mieli osobiście próbę (nie mieli) i stali na wybiegu, albo nawet w głębi sceny, potrzebowałbym 2 susów, żeby znaleźć się na wybiegu, a potem 5-10 kroków, żeby dopaść sceny. Ten szczypiorek z fosy przy wybiegu (mam na myśli ochroniarza) nie miałby najmniejszych szans, żeby mnie zatrzymać! Ktoś mógłby teraz powiedzieć: Weź, nie przesadzaj, nikt o zdrowych zmysłach nie odważy się teraz wnosić broń na koncert. Hmm, może bym w to uwierzył, gdyby nie sytuacja, która wydarzyła się na moich oczach w 2013 roku pod Narodowym. Siedzimy w kolejce, gadamy, gdy nagle młody chłopak ok. 20 paru lat wyciąga za pazuchy nóż i pyta się mnie czy będzie miał problem, żeby go wnieść. Zatkało mnie. Kosa, z długością ostrza ok. 25 cm, ale jaka by nie była – gość się zastanawia czy może to wnieść. Pogięło Cię! – wypaliłem. Chcesz wnieść broń na stadion? – kontynuowałem. Nie, nie spoko – odparł chłopak – Jakby co, to nie będę dźgał nożem, tylko bił płaskim. Tak, moi mili, gość przed koncertem depeche MODE, zastanawiał się jak użyć noża!

W hali wszystkie drzwi były jeszcze szeroko otwarte – widziałem tabliczki z napisem: „dresing room”. Nie odważyłem się, żeby nie kusić losu, ale myślę, że mogłoby się udać tam wejść. Pewne elementy mnie zaskoczyły, np. improwizacja przy przyszywaniu czarnego materiału do wybiegu. Coś tam się rozdarło i gość latał z takerem i zszywał. A czego Ty się chłopie spodziewałeś? Że gość wpadnie z narzędziem z logo dM i w rytm Personal Jesus będzie naparzał czarnymi zszywkami? No nie. Niektóre elementy pracy obsługi były zaskakująco proste. W morzu całej skomplikowanej technologii nie można im zabronić wykonywania pewnych elementów łopatologicznie.

No i teraz najważniejsze: próba dM. Pamiętacie te momenty, gdy podczas czekania przed koncertem, zaczęły lecieć znajome dźwięki i przez kolejkowy tłum przelatywał podniecony szept – Już są w środku! Zaczęli próbę!? No to Was rozczaruję. Zespołu raczej tam nie ma. Jeżeli koncert jest standardowy, to próba może się obejść bez bezpośredniego udziału zespołu. Wystarczy puszczać odpowiedni wersje materiałów audio. I tak było w Krakowie. Odpowiednio zmiksowane taśmy posłużyły za „próbę zespołu”. Prawdziwą próbę miał suport – zespół Hope. Czuję, że już bardzo się rozpisuję, więc to jest moment, żeby ustąpić pola materiałom video, które są poutykane w tekście. Warto je obejrzeć.

Dla mnie szczególnie ciekawy jest moment wpuszczania posiadaczy biletów Early Entrance. To był moment, w którym mocno musiałem się trzymać barierek, żeby nie zostać przepchniętym przez napierających fanów. Generalnie, uważam, że przeżyłem fajną przygodę i zobaczyłem trochę tego całego przedsięwzięcia „od kuchni”. Gdyby ktoś mnie zapytał, czy nie mam wyrzutów sumienia, że byłem w środku przed posiadaczami biletów EE – to muszę szczerze odpowiedzieć, że nie. Nie wepchałem się do środka celowo tylko nieświadomie. A jak sobie przypomnimy, jak organizator zawalił podczas wcześniejszego koncertu dM w Krakowie tj. 2018.02.07, czyli przytrzymał pierwszą grupę EE, a puścił najpierw drugą, w efekcie czego ci, którzy koczowali pod halą jako pierwsi stali za tymi którzy przyszli później, to myślę, że jedna puszczona wcześniej osoba nic złego nie zrobiła, a miała spokój, żeby udokumentować przygotowania. Jeszcze raz przepraszam i jest mi wstyd, że miałem tak słabe jakościowo urządzenie.

Do następnego spotkania, przed koncertem.

pozDrawiaM Jarek „Sibeling” – Rzeszów

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *