Od początku MEMENTO MORI WORLD TOUR padają pytania zaskoczenia, niezrozumienia, zdziwienia, ale że jak to? To przecież bez sensu, jak oni tak mogą?
Powyższy tekst nie ma na celu porównania obu sposobów koncertowania. Jest raczej próbą wyjaśnienia amerykańskiego sposobu uczestniczenia w koncertach. Każde podejście ma swoje plusy dodatnie i plusy ujemne. Dlatego nie chciałem w tym tekście porównywać i w taki sam sposób opisywać europejskiego sposobu uczestnictwa, bo dla nas jest on oczywisty i zrozumiały. Moją intencją było przybliżenie tego mniej zrozumiałego podejścia z Ameryki.
Zapewniam Was Amerykanie, jak patrzą na europejskie koncerty halowe, to zadają dokładnie takie same pytania tylko, że w drugą stronę. Oni nie wyobrażają sobie, aby stać w tłumie i ścisku pod sceną, kiedy można kulturalnie, na luzie przy swoim krzesełku z dużo większą swobodą ruchu.
Zanim ocenisz i po raz kolejny wyśmiejesz sposób koncertowania Amerykanów, warto poznać przyczyny i podejście, jakim kierują się mieszkańcy Stanów Zjednoczonych.
Powody takiego stanu rzeczy są dwa. Jeden ma charakter historyczno-prawny (1). Drugi powód jest pochodną tego pierwszego, choć uważam, że obecnie jest już dominujący, czyli model biznesowy branży koncertowej w Ameryce (2).
1.
Jak to się stało, że kraj, w którym możliwy był tak legendarny festiwal plenerowy, jak Woodstock (1969) zmienił się w kraj, gdzie za krzesełko w pierwszym rzędzie płaci się dziesiątki tysięcy i do tego trzeba jeszcze mieć właściwą kartę lub członkostwo w odpowiednim klubie, aby mieć w ogóle prawo do nabycia takiego kwitu. 10 lat później wszystko się zmieniło. Do 3 grudnia 1979 koncerty wyglądały bardzo podobnie jak w Europie… no prawie. W każdym razie była większa swoboda organizacji koncertów plenerowych, oznaczonych jako General Admission (GA) lub Festival Sitting (FS).
Tego dnia miało dojść do koncertu The Who w The Riverfront Coliseum w Cincinnati. Lokalne stacje radiowe ogłosiły, że posiadacze biletów na płytę będą wpuszczeni do środka ok. godziny 15:00. Tymczasem o godzinie 17:00 bramy wciąż były zamknięte. Tłum wzbierał. W tym samym czasie zespół przyjechał na obiekt, aby zrobić próbę przed koncertem. Po próbie zgromadzona publiczność miała zostać wpuszczona do środka.
Próba została odebrana przez fanów jako początek koncertu. Publika zaczęła napierać na bramy do stadionu. Ochrona nie dała rady opanować sytuacji. Ludzie wdarli się do środka. Policja nonszalancko stała z boku, grożąc więzieniem za ponaglenia do działania osobom, które zgłaszały pierwsze ofiary w tłumie. Efektem tego była śmierć 11 osób w wieku od 15 do 27 roku życia, którzy zostali stratowani w wąskim gardle, jakim była zbyt mała liczba bramek wejściowych do obiektu. Jeżeli chcecie dokładniej dowiedzieć się, co wydarzyło się owego feralnego dnia warto obejrzeć dokument na YT: The Who Concert Crush | A Short Documentary, oraz poczytać o wydarzeniach, którze przeszły do historii, jako The Who concert disaster.
Wydarzenia miały druzgocący wpływ na zmiany prawne i kulturę koncertowania, w praktycznie wszystkich Stanach. Władze The Riverfront Coliseum zabroniły organizacji koncertów typu GA i FS na swoim obiekcie, a za tym poszły legislatury i zarządcy obiektów. Stan po stanie, miasto po mieście zakazywano organizacji koncertów w europejskim stylu. Od tego czasu stało się praktycznie niemożliwe zorganizowanie dużego koncertu ogólnokrajowej gwiazdy, o światowej nie wspomnę w tym standardzie na terenie Ameryki. Dopiero w połowie lat 90. mógła zaistnieć ponownie kolejna odsłona festiwalu Woodstock, a i to nie obyło się bez kontrowersji na tym tyle… I tu dochodzimy do drugiego powodu…
2.
To, co początkowo było efektem tragedii, z czasem przekuto na model biznesowy organizacji koncertów i sprzedaży biletów w USA. Oczywiście ten system ma bardzo wiele wynaturzeń i można o nim powiedzieć bardzo wiele złego (pewnie kiedyś w jakimś tekście się tym zajmę), nie mniej w jednym zakresie jest 100% przeciwieństwem tego, co mamy w Europie. Europejskie podejście do koncertowania zakładała, że najtańsze bilety to są bilety na płytę. Tak wiem, że od jakiegoś czasu i ten typ biletów mocno się zmienia, ale ogólna zasada sprzedaży biletów mówi o tym, że bilety na płytę mają charakter masowy i są stosunkowo najtańsze w porównaniu do pozostałych biletów. Z biletami klasy VIP / Premium na szczycie listy cenowej.
Amerykańskie podejście do tego tematu zakłada, że płyta podzielona jest na sektory z krzesełkami numerowanymi, a im bliżej sceny tym cena kwitów rośnie. Do tego dochodzi jeszcze kwestia umów z dużymi podmiotami typu banki, sieci hotelowe i linie lotnicze, które mają wykupione dla swoich klientów rzędy lub sektory. Wówczas możesz kupić bilet, jedynie posiadając kartę kredytową konkretnego banku, kartę lojalnościową oraz odpowiednio zasobne konto. To, co w Europie jest bieda-wersją, w Stanach jest najdroższą formą uczestnictwa w koncercie. Odległość od sceny decyduje o cenie.
W USA odległość liczona w rzędach od sceny jest wyznacznikiem statusu. Na koncert / mecz czy inne wydarzenie idzie się, aby pokazać swój status społeczny, a im bliżej sceny tym ten status jest wyższy. W uproszczeniu w Europie VIP-y siedzą w lożach i na wybranych trybunach, w USA siedzą na krzesełkach pod sceną. Warto mieć również na uwadze, że ponieważ na płycie przez to mieści się mniej ludzi, wówczas cena biletów na płycie musi być wyższa, przez to zróżnicowana w zależności od odległości od sceny. W Europie cena (dostępność tego typu biletów) bierze się masowości, a co za tym idzie zgodny na tłok i mniejszego komfortu przebywania w tłumie. Wtedy trzeba iść na trybuny albo zostać w domu i poczekać na wideo koncertowe.
Ten sposób koncertowania jest na tyle powszechny, że Amerykanie są w stanie długo wymieniać zalety tego podejścia, kwestionując logikę tłoczenia się w ścisku w spoconym tłumie, gdzie bycie w pierwszych rzędach na koncercie to często walka o życie. Pisząc ten tekst, poprosiłem redakcyjną koleżankę Gosię, która przebywa obecnie w Ameryce i m.in. relacjonuje oraz przesyłaja zdjęcia z koncertów, które widzicie na stronie i w social mediach 101dm.pl, aby podzieliła się z Wami swoimi spostrzeżeniami z uczestnictwa w koncertach za wielką wodą:
Plusy: masz swoje miejsce i nie stoisz w kolejce; masz przestrzeń za sobą i przed sobą (krzesełko), wiec nikt nie pcha się na Ciebie, próbując przepchnąć się bliżej sceny, mimo że nigdy tam nie stał. Ta przestrzeń też daje lepszy widok na scenę, bo jednak nie wisisz na czyichś plecach. Ogólnie naprawdę komfortowe rozwiązanie — siedzisz sobie przed koncertem, a na koncercie większość ludzi i tak stoi i się bawi. Jak gorzej się poczujesz i nie możesz dłużej stać (widziałam takie przypadki), to masz możliwość siedzenia. Nie wyklucza Cię to z podłogi — u nas, jeśli wiesz, że nie wystoisz, to musisz kupić trybunę i już masz trochę gorszy widok. I nikt Ci tu nie mówi „sit down”, jeśli Ty wstajesz a ktoś inny nie. Plusem jest też swobodne wyjście i wejście na swoje miejsce. Bardzo to wygodne.
Gosia
Minusy: cena oraz zdobycie biletu na konkretne miejsce.
Podsumowując: bardzo podoba mi się takie rozwiązanie na te kilka koncertów, które mam okazję widzieć z tej perspektywy.
Ja bym z minusów dodał jeszcze: przypadkowość ludzi, którym bardziej zależy na lanserce, niż na aktywnym uczestnictwie w koncertach. Słaba znajomość utworów artysty, czasami nawet poniżej progu Greatest Hits. Przegadywanie koncertów i rygorystyczne pilnowanie przebywania na zakupionych miejscach przez ochronę, choć to i na europejskich koncertach nie jest niespotykane.
Dla jasności model, w którym najdroższe miejsca są najbliżej sceny, to nic innego, jak sposób sprzedaży biletów znany z teatrów, gdzie nie ma lóż. Model sprzedaży biletów znany z Europy bliższy jest temu, co mamy w kinach. Za najgorsze (najniżej wyceniane miejsca) uznaje się te blisko ekranu. Warto też wspomnieć, że gdyby było Wam dane pojechać na koncerty jakiejś gwiazdy do Las Vegas lub Chicago, to najdroższe miejsca będą w lożach i przy stolikach blisko sceny, do których chętnie podejdzie kelner i zaserwuje szampana i posiłek. Ale wystarczy wybrać się do jednego z teatrów rewiowych w Polsce, żeby uczestniczyć w podobnie zorganizowanym wydarzeniu. Fani Elvisa przy takich stolikach nagrali bardzo wiele bootlegów…
Po mimo tego, że również w Europie, sprzedawcą biletów jest amerykański gigant, to ten model na naszym kontynencie bardzo słabo (na szczęscie?) przebija się na masowych koncertach. Głównie ze względu na brak świadomości i akceptacji dla tej formy organizacji koncertów. Choć fani Def Leppard & Mötley Crüe mocno byli zaskoczeni, gdy przyszło im nabyć bilety na płytę na warszawski koncert tych zespołów.
W uzupełnieniu zapraszam do lektury tekstu z 2016 Sylvii Gorajek – współautorki bloga jaion.pl o jeszcze innych różnicach w odbiorze koncertów miedzy Europą a Ameryką.