[…]Od niemal 30 lat Polacy kochają Depeche Mode. Oto krótkie dzieje tej miłości – od młodzieńczych uniesień po solidny,dojrzały związek.[…] T-Mobile
Fryzura „na lotnisko” (ewentualnie a la Martin Gore – opcja dla kędzierzawych),martensy lub buty z blaszką,dyskretna biżuteria z motywem krzyżyka,czarna ramoneska i białe spodnie – taki uniform przed laty widywano często na ulicach mniejszych i większych polskich miejscowości. Podobnie tajemnicze napisy „DM” na murach,w okresie największej popularności,czyli na początku lat 90. dodatkowo z różą pośrodku (szczawiki takie jak ja uważały,że to znaczy „dla mamy”). Czasem widuje się je jeszcze,choć zblakłe,tu i ówdzie. Depeszowców,jak szacował w 1991 roku łódzki „Express Ilustrowany”,miało być w Polsce około miliona. Dzisiaj to,wydawałoby się,już tylko mgliste wspomnienie z epoki transformacji: dresów z kreszu,przegrywalni kaset,prowizorycznych ulicznych stoisk,wojen punków,skinów i metali. Dzisiaj „alternatywne” koszulki można kupić w każdej galerii handlowej,płyty nie są już bezcennym trofeum,subkulturowy mundurek jest częściej modną pozą,niż konsekwentnym stylem życia,za który można było oberwać od przedstawiciela przeciwnego obozu. Okoliczności historyczne się zmieniły,ale czas pokazał,że Depeche Mode to jeden z tych zespołów,z których się nie wyrasta. Wierność depeszowców można porównać chyba tylko z amerykańskimi „deadheads”,zaprzysiężonymi fanami Grateful Dead,dla których lata 60. nigdy się nie skończyły.